niczą i czczą naturę jako siedlisko skrytych duchów. Ciekawie wsłuchiwałem się w te świetne resztki fantazyi waryata, które jak gałganki z drogiej materyi odrywały się od spruchniałej sukni jego umysłu.
Przejechawszy 25 wiorst, stanąłem z innymi we wsi Letniewie, gdzie zrewidowali nas, a potem na noc wpuścili do więzienia. Z Letniewa szliśmy równiną; na widnokręgu wznoszą się wzgórza okryte gajami i ścierniskami. Niebo wyjaśniło się i uśmiechnęło piękną pogodą.
Na połowie drogi, niedaleko od traktu, stoi bogate sioło Łysków do miasta podobne, ma bowiem dziewięć cerkwi, domy porządnie wybudowane i mieszkańców zamożnych starowierców, poddanych hrabiego Tołstoja.
Jeden z jego poddanych trudniąc się handlem zrobił znaczny majątek; wystawił potem dla aresztanckich partyj idących do Syberyi, piękny drewniany domek i przeznaczył fundusz, z którego w wieczne czasy, wszystkim aresztantom mają dawać obiady i jałmużny. Chłop ten nazywał się Bołderow, umarł już, lecz dotąd w jego domku każdą partyę karmią i ugaszczają.
Ponieważ pogoda sprzyjała, więc nie w domku, lecz przy drodze pod drzewami postawili długie stoły i nakryli obrusami, a obok nich ławki, na których siadło nas dwieście pięćdziesiąt aresztantów okutych i powiązanych łańcuchami; stare i młode wieśniaczki usługiwały nam do obiadu, nalewały zupę w miski, krajały mięso, częstowały kwasem, piernikami, pirogami. Obiad był obfity i suty — a widok kobiet usługujących zbrodniarzom piękne sprawił wrażenie. Zdala od stołu rozciągnięta była linia konwojnych żołnierzy. Wiatr lekki poruszał brzeziną przydrożną i chłodził odkryte i ogolone czoła aresztantów — każdy błogosławił pamięć Bołderowa. Po obiedzie wstali od stołu, podziękowali za obiad i zabierali się w drogę; wówczas każdemu z nich ofiarowano coś na drogę: pieniądz, bułkę lub też koszulę.
Dźwigając hojnie szafowane jałmużny, przybyła partyą po południu do Ostapszychy, odległej od Letniewa cztery mile.
Strona:Podróż więźnia etapami do Syberyi tom 2.djvu/35
Ta strona została skorygowana.