ciągłą pracą, której po ośm godzin na dzień poświęcał, zbogacił zasób swych wiadomości. Pilność ta, przy wrodzonych przymiotach Swifta, uczyniła go skarbem nieocenionym dla Sir Williama przy którym dwa lata pozostał, aż nareszcie stan jego zdrowia zmusił go do przerwania swych zatrudnień. Osłabienie żołądka, i pochodzące ztąd częste zawroty głowy omało go nieprzyprawiły o życie. Skutki tej słabości nie opuściły go aż do śmierci. Będąc raz bardzo chorym udał się do Irlandyi, w nadziei że rodzinne powietrze boleściom jego ulgę przyniesie; ale nie czując żadnego polepszenia, wrócił do Moor-Park, gdzie chwile wolne od cierpień poświęcał naukom.
Wówczas to Sir William Temple wielki mu dał dowód zaufania, przypuszczając go do obecności króla Wilhelma, kiedy monarcha ten przyjeżdżał do Moor-Park: Zaszczyt który winien był Temple dawnej z królem jeszcze w Hollandyi zażyłości, a przyjmując go z uszanowaniem i godnością, wywdzięczał mu się rozsądnemi radami w duchu konstytucyjnym. Kiedy podagra niedozwalała Sir Williamowi opuścić łóżka, Swift miał zlecenie przyjmować króla; i wszyscy bijografowie poety uwiadomiają nas że Wilhelm ofiarował mu kompanią jazdy, i nauczył go krajać szparagi po hollendersku. Niesłuszną byłoby więc rzeczą gdybyśmy mieli zamilczeć ile skorzystał nauczywszy się, za własnym przykładem królewskim, jeść tę jarzynę po hollendersku, to jest zjadać ją całą z główką i łodygą. — Ważniejsze jednak dla jego ambicyi obiecywano mu korzyści; czyniono mu nadzieję awansu w stanie duchownym któremu się poświęcał i przez powołanie i dla widoków które mu stan ten na przyszłość otwierał. Wielkie zaufanie które mu okazywano, utwierdzało w nim te nadzieje. — Sir William Temple polecił mu przedstawić królo-