stycznia 1695. Zdaje się że Sir William do żądanego świadetwa przyłączył rekomendacyę do Lorda Capel, ówczesnego wice-króla Irlandyi, bo prawie zaraz po wyświęceniu się Swifta na księdza, daną mu była prebenda w Kilroot, w dyecezyi Connor, przynosząca około 100 funtów sterlingów na rok. Osiadłszy więc na swojem probostwie, prowadził życie wiejskiego plebana.
Wkrótce jednak znudziło mu się życie tak odmienne od tego do którego nawykł był w Moor-Park wśród najpierwszych w kraju rodem lub talentami osób. Z drugiej zaś strony Sir William Temple żywo czuł stratę poniesioną przez oddalenie się Swifta, i oświadczył mu chęć oglądania go znowu u siebie. Kiedy Swift wahał się jeszcze czy ma porzucić sposób życia który sobie obrał, zdaje się że skłoniła go do tego ostatecznie następująca okoliczność, malująca całą dobroć jego charakteru. Częste robiąc wycieczki w okolicy, spotkał raz jednego duchownego z sąsiedztwa, a znalazłszy w nim człowieka obszernej nauki, skromnego, i wzorowych obyczajów, ściślejszą z nim zabrał znajomość. Poczciwy ten wikary był ojcem ośmiorga dzieci i miałi 40 funtów szterlingów dochodu ze swojej plebanji. Swift, nie mając konia, pożyczył jego klaczy karej, i nie uprzedziwszy go o swoim zamyśle, pojechał do Dublina, zrzekł się prebendy w Killroot, i wyrobił iż ją dano nowemu jego przyjacielowi. — Twarz dobrego starca zajaśniała radością, kiedy się dowiedział że otrzymał beneficium; ale kiedy usłyszał że to Swift własnej na rzecz jego zrzekł się prebendy, radość jego zamieniła się w najtkliwszy wyraz zadziwienia i wdzięczności, sam zaś Swift tak był wzruszony, iż mówił często, że nigdy w życiu nie był szczęśliwszy jak w owej chwili. Przy rozstaniu się, poczciwy starzec, nalegał na Swifta aby przy-