jął jego klacz karą, której nieodmówił bojąc się go obrazić. Pierwszy raz więc w życiu, własnego mając konia, i ośmdziesiąt funtów szterl. w kieszeni, powrócił do Anglji i zajął znowu w Moor-Park przy Sir Williamie Temple miejsce przybocznego sekretarza.
Kiedy Swift oddany pracom literackim, zaszczycony tak dostojną przyjaźnią, najpiękniejsze sobie czynił na przyszłość nadzieje, nie wiedząc o tem gotował sobie troski i zmartwienia, które mu całe życie towarzyszyć miały. W czasie tego drugiego pobytu w Moor-Park, poznał Esterę Johnson, więcej znaną pod poetycznem nazwiskiem Stelli.
Pewnym będąc że wrodzona mu oziębłość i niestałość bronić go będzie od zawarcia nieroztropnego związku, postanowił sobie, wtedy dopiero myśleć o małżeństwie, kiedy będzie miał byt zapewniony; a wtedy nawet tak być trudnym w wyborze żeby mógł zamiar ten odłożyć aż do śmierci. Pozory przywiązania, w których przyjaciel jego widział oznaki namiętnej miłości, były tylko, w mniemaniu Swifta, skutkiem czynnej i niespokojnej jego natury, pragnącej pokarmu, chwytającej pierwszą jaka się nawinie sposobność zajęcia się, szukając jej często w nic nieznaczącej zalotności. — Oto jest cel jego w zbliżeniu się do tej młodej osoby. „jest to nawyknienie“ mówił, „od którego, kiedy zechcę, wstrzymam się z łatwością, i które bez żadnego żalu złożę u progu świątyni.“
Po tej skłonności nastąpiła druga, prawdziwsza. Jane Waring siostra Waringa przyjaciela jego szkolnego, którą przez dość zimną affektacyę poe-