dzień w oczach jego znieważanych, puściwszy raz wodze energji swoich uczuć, obrzydził sobie plemię mogące popełniać i znosić takie niegodziwości. Niezapominajmy, że codzień więcej upadał na zdrowiu, że szczęście jego domowe zniweczone zostało śmiercią kobiety którą kochał, i smutnym widokiem niebezpieczeństwa grożącego drugiej tyle mu drogiej osoby, własne życie jego zbyt wcześnie więdnące, pewność zakończenia go na ziemi której nie lubił, niemożność mieszkania w kraju w którym tak pochlebne otworzyły mu się nadzieje, niezapominajmy, mówię, że wszystkie te okoliczności razem złączone, wytłomaczyć mogą dostatecznie głęboką mizantropią Swifta, która wszelako nigdy dobroczynności, drogi do serca jego nie zamknęła. Uwagi powyższe, tyczą się nie kylko osoby autora, ale są zarazem usprawiedliwieniem dzieła jego. Dzieło to jakkolwiek nienawiścią lu-
Strona:Podróże Gulliwera T. 1.djvu/044
Ta strona została uwierzytelniona.