cego w tym względzie wyobrażenia olbrzymów i pigmeów pomiędzy któremi żyje.
Kończąc te nasze uwagi, zwróciemy jescze baczność czytelnika na nieporównaną sztukę z jaką podzielone są czynności ludzkie pomiędzy owe dwa plemiona urojonych istot, aby uczynić satyrę dodatniejszą i żywszą. Jntrygi i swary polityczne, te główne zatrudnienia dworzan europejskich, przeniesione do dworu drobnych sześciocalowych istot, stają się śmiesznemi, gdy tym czasem lekkomyślność kobiet i rozpusta dworów Europy, wystawione przez Autora w damach dworu Brobdingnag, stają się potwornościami wzbudzającemi obrzydzenie, w narodzie zastraszającej wysokości wzrostu. Temi to, i tysiącznemi innemi sposobami, w których zawsze rękę mistrza widziemy, a których skutek czując bezpośrednio, po długim jednak dopiero rozbiorze jesteśmy wstanie pojąć przyczynę: gieniusz Swifta utworzył z baśni o karłach i olbrzymach romans, który pod względem sztuki opowiadania, i prawdziwego ducha satyry równego sobie nie ma. Podróże Gulliwera wkrótce stały się głośnemi w Europie. Voltaire, bawiący wówczas w Anglji wychwalał je przyjaciołom swoim we Francyi i zalecał im przełożenie tego dzieła na język ojczysty. Przełożenie to wziął na siebie l’abbé Desfontaines. Wątpliwości jego, obawy, usprawiedliwiania się spisane są w ciekawej przedmowie, najlepsze mogącej dać wyobrażenie o usposobieniu umysłowem ówczesnego literata francuzkiego.
Tłomacz przyznając jako czuje że obraża wszystkie zasady, prosi o wybaczenie szalonym zmyśleniom, które starał się przebrać po francuzku, wyznajć iż w niektórych miejscach pióro wypadało mu z ręki e zadziwienia i wstrętu widząc wszelką przyzwoitośz tak zuchwale przez satyryka angielskiego obrażaną.