kilku tylko zwierząt mógł przybierać na siebie postać. Swift zaś jest to ów derwisz perski, którego dusza w czyje chce może przejść ciało, widzieć jego oczami, owładnąć cały jego organizm, a nawet umysł jego opanować. — Podróżny Lemuel Gulliwer, astrolog Jzaak Bickerstaff, Francuz, nowę podróż do Paryża piczący, mistress Harris, kucharka Marya, ów przyjaciel ubogich który w celu przyniesienia im ulgi, radzi aby im dzieci pozjadać, ów zapalony whig, robiący przedstawienia tyczące się szyldów w Dublinie, wszystkie te charaktery są równie różne jeden od drugich, jak się zdają być różne od dziekana świętego Patrycego. — Każdy zachowuje właściwe sobie piętno, działa w właściwej sobie sferze, i zastanawia się szczególniej nad okolicznościami które w położeniu jego społeczeńskiem, lub przez sposób widzenia najwięcej go osobiście zajmować mogą.
Z twierdzenia które powyżej założyłem o sztuce nadania prawdopodobieństwa powieści zmyślonej, wynika następujący wniosek na tejże oparty zasadzie. Jeżeli szczegóły drobiazgowe zajmują przedewszystkiem uwagę opowiadającego, i stanowią wielką część jego powieści, okoliczności większej daleko wagi, częściowo tylko uwagę jego na siebie zwracają; czyli, inaczej mówiąc, w powieści równie jak na obrazie, są przedmioty bliższe i dalsze, a w miarę ich oddalenia zmniezszają się koniecznie w oczach tego który je opisuje. I w tym względzie, Swift niepospolitą rozwinął sztukę. — Gulliwer z mniejszą opowiada dokładnością to co słyszał, niż to co sam na swoje oczy oglądał. Opis ten podróży nie jest jak inne podróże do krojów Utopji, dokładnym obrazem rządu i praw tych krajów, ale zawiera tylko wiadomości ogólne, jakie zwykle podróżny przez ciekawość stara się powziąść, przebywając kilka miesięcy pośród obcego