giem natężeniem, zmusiły nas oddać się mocy wałów, i w przeciągu może półgodziny sczalupa nasza uderzona wiatrem od północy wywróconą została.
Niewiem co się stało z towarzyszami mojemi którzy byli w szalupie, ani z temi co się ratowali na skałę albo się na okręcie zostali, mniemam, że wszyscy zginęli. Co do mnie, płynąłem na los szczęścia, gdzie mię pęd morza i wiatru unosił. Często opuszczałem nogi, lecz nie mogłem zgruntować; nakoniec, kiedy się już prawie miałem za zgubionego, bom już ustawał na siłach, dostałem dna, i nawałność zmniejszać się poszęła. Musiałem iść blizko milę nim się do lądu dostałem, około godziny ósmej wieczór, według mojej rachuby. Szedłem dalej może pół mili, lecz ani śladu mieszkańców lub domów niepostrzegłem. Zmordowanie, upał i pół kwarty wódki, którą wypiłem opuszczając okręt do snu mię wzbudzały; położywszy się przeto na trawie, którą bardzo miętką