znalazłem, zasnąłem mocniej jak kiedy w mojem życiu: tak spałem może przez dziewięć godzin. Dzień już był jasny gdy się obudziłem: chciałem wstać, lecz ruszyć się niemogłem. Leżałem wznak: postrzegłem że moje ręce i nogi były do ziemi po przywięzywane, toż samo i włosy, — dojrzałem nawet cieniutkie sznurki, które mnie od piersi aż do nóg opasywały. Nie mogłem patrzeć tylko w górę, a słońce zaczęło mocno dopiekać i światłem swojem raziło mnie w oczy.
Jakiś szmer na około dochodził moje uszy, ale w położeniu w jakiem się znajdowałem, tylko niebo widzieć mogłem. Wtem poczułem że się coś rusza po mojej lewej nodze, i lekko postępując po piersiach zbliżyło się aż ku brodzie. Co za podziwienie moje było, gdym ujrzał jakąś malutką postać ludzką, niewięcej jak sześć calów wysoką, z łukiem, stzałą w ręku, i z kołczanem na ramieniu, przy tem postrzegłem może ze czterdzieści podobnych postaci za pierwszą postępujących. Zdziwiony, zacząłem głośno krzyczeć, tak, że wszystkie te drobne stworzenia przejęte bojaźnią uciekły, i niektóre z nich, jak się