odległego od miasta może na stóp dwieście. Z tych drzew zrobiłem dwa stołki, po trzy stopy wysokie i tak mocne, żeby mnie mogły utrzymać. Gdy lud powtórnie ostrzeżono, szedłem znowu przez miasto ku pałacowi, niosąc w ręku dwa moje stołki. Przyszedłszy do jednej strony zewnętrznego dziedzińca, wstąpiłem na jeden stołek, a drugi wziąłem, przez dach przeniosłem i spuściłem na drugą stronę na ziemię na plac będący między dziedzińcem zewnętrznym i wewnętrznym, szeroki na stóp ośm.
Przechodziłem potem wygodnie przez budynki za pomocą tych dwóch stołków, dostając hakiem (który na to wziąłem) stołek na drugiej stronie zostawiony. Tym wynalazkiem dostałem się aż do dziedzińca środkowego, gdzie położywszy się na bok, przykładałem twarz do wszystkich okien na pierwszem piętrze, które umyślnie otwarte zostawiono. Ujrzałem pokoje wspanialsze niżeli w myśli wystawić sobie można. Widziałem