Trzystu kucharzy gotowali dla mnie jedzenie w domkach niedaleko mnie dla nich zbudowanych, gdzie wraz z familiami mieszkali. Każden kucharz przyrządzał mi dwie potrawy, dwudziestu lokai podnosiłem na stół, sto innych stało na dole z mięsnemi potrawami, drudzy z winem i likworami. Wszystko to, służący będący na stole bardzo sztucznie windowali z dołu sznurkami, podobnie jak u nas ciągną wodę ze studni. Każde mięsne danie i beczka wina, dostarczały na jeden kęs i jedno połknięcie. Baranina nie jest u nich tak dobra jak u nas, ale za to wołowina jest przedoskonałą. Raz dostałem tak wielki udziec wołowy że na trzy kęsy był dostatecznym. Służący moi niemogli się dosyć wydziwić, gdy to wszystko z kościami jadłem, podobnie jak u nas skrzydełko skowroncze jedzą. Gęsi i Jendyki brałem na raz do gęby, i przyznać muszę że są daleko delikatniejsze niżeli nasze, a z ich drobnego ptastwa, zwykle dwadzieścia do trzydziestu, na raz brałem na koniec mego noża.
Jego Cesarska Mość dosłyszawszy o sposobie mego jedzenia, zaszczycił mię dnia jednego wraz z Cesarzową i młodemi Książętami oświadczeniem, że będzie jadł ze mną obiad. Gdy przybyli, posadziłem ich na stole w dworskich krzesłach, wstawiłem także gwardyą przyboczną, wszystkich naprzeciw mnie. Flimnap, wielki podskarbi, towarzyszył im także i uważałem że na mnie niechętnem spoglądał okiem, udawałem jednak że tego niewidzę, i jadłem więcej niż zwykle, dla uczynienia honoru mojej ojczyznie i dla zadziwienia dworu. Mam powody do