Strona:Podróże Gulliwera T. 1.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

dzierżawca wyszedł, o przyczynę tego się pytała. Z otwartością odpowiedziałem jej: że mój dotychczasowy pan, niczem mnie więcej nie zobowiązał, jak tylko, że niewinnemu przez siebie na polu znalezionemu zwierzęciu głowy nie strzaskał; ta przysługa sowicie wynogrodzoną została, wielkim zyskiem który miał z pokazywania mnie po całem kraju za pieniądze i summą którą od J. K. M. dostał; życie zaś moje, przez czas pobytu mego u niego było tak nędzne, tak uciążliwe, zdrowie moje przez bezustanne trudy i natężenia ku zabawie pospólstwa tak dalece nadwerężone zostało, że jedynie z obawy abym wkrótce nie umarł, za tak umiarkowaną cenę mnie sprzedał. Lecz zostawając teraz pod wysoką opieką tak wielkiej i łaskawej Monarchini, będącej ozdobą natury, ulubienicą świata, rozkoszą poddanych, fenixem między stworzeniem; mam niepłonną nadzieję, że obawa dotychczasowego mego pana, bezzasadną się okaże, i że już nawet przez wpływ Jej prześwietnej przytomności, siły moje czuję znacznie pokrzepione.

To było treścią mojej do Królowej przemowy, w której wiele popełniłem błędów, i nie bardzo płynnie się wyraziłem.

Mimo to Królowa mnie wysłuchała z łaskawem pobłażaniem, i mocno była zdziwioną, widząc w tak małem stworzeniu tyle dowcipu i rozsądku. Wzięła mnie na rękę, i zaniosła do Króla, który wtenczas w swoim gabinecie się znajdował. —

Był to poważnego charakteru i surowej twarzy monarcha, który nie dojrzawszy na pierwszy rzut oka mojej postaci, spytał się ozięble Królowej, jak dawno