Strona:Podróże Gulliwera T. 2.djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

Odpowiedziałem mu: że mądrość jego, oświecenie, i bogactwa uchroniły go od błędów, na które głupstwo i nędza innych naprowadziły. Powiedział mi dalej: że gdybym chciał udać się z nim do jego domu wiejskiego, ośm mil odległego od miasta, mógłby więcej mówić ze mną o tem. Z największą chęcią przyjąłem to zaproszenie i dnia następującego wyjechaliśmy.

W podróży opowiedział mi różne sposoby, których rolnicy używają w uprawianiu swoich gruntów, ale ja tego wcale pojąć nie mogłem, bo wyjąwszy kilka miejsc, nie widziałem na polu ani trawy ani zboża. Po trzech jednak godzinach jazdy, wszystko inszą przybrało postać. Domy dzierżawców bardzo liczne, pięknej nader i gustownej były budowy; pola ogrodzone były troskliwie i zawierały winnice, murawy, pola urodzajne i łąki, słowem, nie przypominam sobie abym kiedy piękniejszą widział okolicę.

Pan Munodi widząc moje ukontentowanie, powiedział do mnie z westchnieniem: że tu zaczynają się jego posiadłości i aż do jego domu taki mieć będziemy widok. Współziomkowie moi szydzą ze mnie i gardzą mną, że nie umiem należycie mojch rzeczy urządzić, że daję drugim zły przykłąd, za którym jednak nikt nie postępuje, wyjąwszy kilku słabych i uporczywych starców.

Przybyliśmy nareszcie do jego zamku, który istotnie był w najprzyjemniejszym stylu starożytnej architektury zbudowany. Fontanny, ogrody, przechadzki, dróżyny i laski z najlepszym gustem