ministrów, porównałbym je ze sobą i moje nad tem czynił uwagi; określiłbym wszystkie odmiany zwyczajów, mód, sposobów życia i zabaw. Przez te wszystkie nabytki stałbym się żyjącym skarbem wszelkiej naukowości, mądrości i wyrocznią całego narodu.
Po sześćdziesiątym roku nie żeniłbym się więcej, żyłbym wspaniale, ale zawsze oszczędnie. Kształciłbym umysł i serce młodzieży, udzielając im przykłady przez długie doświadczenie i uważanie zebrane, o użyteczności cnoty w publicznem i prywatnem życiu. Towarzystwo moje zwyczajne składałoby się zawsze z moich współbraci Struldbrugów, z których wybrałbym kilkunastu od najstarszych do najmłodszych. Gdyby niektórym niedostatek dokuczał, ofiarowałbym im mieszkanie u siebie i kilku miałbym zawsze przy stole. Ze śmiertelnych wybrałbym też sobie kilku zacnych, których śmierć nie sprawiałaby mi przez przyzwyczajenie wielkiego zmartwienia, i różne ich pokolenia uważałbym tak, jak człowiek cieszący się z rocznego odnowienia się tulipanów i gwoździków w swoim ogrodzie, nie żałując bynajmniej zwiędłych w przeszłym roku. Udzielalibyśmy sobie wzajemnie uwag i spostrzeżeń zrobionych w ciągu przeżytych wieków; jak zepsucie coraz bardziej się rozszerza, któremu usiłowalibyśmy zapobiegać przez bezustanne dawanie ludziom przestróg i ostrzeżeń, a te połączone z wpływem osobitsych przykładów z nas samych, musiałyby niezawodnie przeszkadzać zwyrodnieniu się natury