się u mnie o ostatnich podróżach moich i zdarzeniach które miałem. Ułożyłem w tym celu krótką i jak tylko mogłem podobną do prawdy historyą, większą jednak część zdarzeń zamilczałem przed niemi. Znałem wiele osób w Holandyi i mogłem łatwo wymyślić nazwiska krewnych którzy, jak mówiłem, należą do niższej klassy mieszkańców w prowincyi Geldryjskiej.
Chciałem zapłacić kapitanowi okrętu Teodorowi Vangrult za podróż do Holandyi, lecz ten dowiedziawszy się że jestem chirurgiem, żądał odemnie tylko połowę zwyczajnej zapłaty, pod warunkiem, że jako chirurg okrętowy służyć zechcę. Nimeśmy odpłynęli, zapytali mnie niektórzy z ludzi okrętowych, czy już odbyłem ceremonią z krzyżem. Odpowiedziałem im ogólnie, że w każdym względzie zadowolniłem Cesarza i dwór jego: jednak jeden złośliwy majtek poszedł do oficera i powiedział mu, że jeszcze nie uczyniłem zadosyć zwyczajnej ceremonji. Lecz oficer, który miał rozkaz przepuszczenia mnie, kazał temu łotrowi dać dwadzieścia kijów, przezco nikt mi się więcej podobnemi pytaniami nie naprzykrzał.
W tej podróży nic mi się nie zdarzyło ważnego: płynęliśmy z pomyślnym wiatrem, aż do przylądka Dobrej Nadziei, gdzieśmy się zatrzymali dla opatrzenia się w świeżą wodę.
Dnia dziesiątego kwietnia 1710 r. przybyliśmy szczęśliwie do Amsterdamu, straciwszy w drodze trzech ludzi przez choroby, a jednego który spadł z wielkiego masztu. Z Amsterdamu odpłynąłem