poznać, żebym im pierwszy kształt przywrócił. Uczyniłem, zadosyć jego życzeniu; zdjąłem rękawiczki i schowałem je do kieszeni. Przezto wszczęła się znowu długa rozmowa, i mogłem poznać że byli z mojego sprawowania się zadowolnieni: rozkazano mi bowiem, ażebym wymówił te kilka które umiałem wyrazów, i podczas obiadu nauczył mnie mój pan nazwisk owsa, mleka, ognia, wody i kilku innych rzeczy, które z niewielką trudnością pojąłem i wymówić potrafiłem, dzięki mojej wielkiej zdatności do nauczenia się obcych języków.
Po obiedzie wziął mnie pan koń na stronę, i dał mi znakami jako też kilkoma wyrazy do zrozumienia, że bardzo żałuje iż nie mam nic do jedzenia. Owies nazywa się w języku Houyhnhnmów, hlunnh. Wymówiłem kilka razy wyraz hlunnh, gdyż lubo z początku nie chciałem przyjąć owsa, jednak zastanowiwszy się, przyszło mi na myśl, że może będę w stanie zrobić sobie z niego gatunek chleba, a mając do tego i mleko, będę się mógł przy życiu utrzymać, aż się wydostanę z tego kraju i znajdę mojego rodzaju stworzenia. Pan koń rozkazał służącej, ładnej białej klaczce, ażeby przyniosła w naczyniu owsa. Ugotowałem je przy ogniu aż łupiny pękły, a wyłuskawszy go, utarłem między dwoma kamieniami i dodawszy trochę wody, zrobiłem ciasto, które przy ogniu upiekłem, potem wdrobiłem w ciepłe mleko i zjadłem.
Z początku zdawała mi się być najniesmaczniejszą potrawą, lubo zwyczajną żywność w niektórych kra-