Strona:Podróże Gulliwera T. 2.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

daleko oddalić się na morze, strzelił jeden z nich do mnie z łuku i przebił mi lewe kolano; rana z tego była tak głęboka, iż bliznę z niej wezmę ze sobą do grobu. Obawiając się ażeby strzała nie była zatrutą, usiłowałem, wydostawszy się z obrębu dzikich, wyssać ranę i jak najlepiej zawiązać.

Nie wiedziałem co począć, a lękając się wrócić do miejsca gdziem został napadnięty, żeglowałem ku północy. Tymczasem powstał wiatr dosyć łagodny lecz przeciwny obranemu przezemnie kierunkowi, gdyż wiał z północno-wschodniej strony, musiałem więc ciągle robić wiosłami. Gdym się oglądał na wszystkie strony szukając miejsca gdziebym mógł wylądować, spostrzegłem na północno-wschodniej stronie żagiel, który z każdą chwilą stawał się wyraźniejszym. Zastanowiłem się co mam robić; czy mam na niego czekać czyli nie: nareszcie zwyciężyła od-