Dziecię wychodzi z łona; ojciec urabia mu głowę,
Gdy matka na posłaniu bawi się bez troski, z psiną.
Pierś niemowlęcia zimna, gdyż brak jej pokarmu matki;
Odjęto mleko ustom, płaczącym z bolu i znoju.
Drobne powieki wzniesione, otwarte drobne nozdrza...
Bat kręci ojciec, by budzić do czynu leniwe zmysły,
Batem wygania puste majaki niemowlęcia
I potem słaba dziecina uczy się liczyć w piasku
Ślady stóp; a gdy truteń wyrośnie, że może się czołgać,
Czarne jagody naokół gotują mu jad... Tym był Tiriel,
Zmuszon wbrew woli się modlić, poniżać nieśmiertelnego ducha
Aże stałem się chytry, jako ten w Raju wąż,
Pożerający wszystko, kwiaty, owoce, owady
I świergocące ptactwo; a teraz Raj mój przepadł.
A groźna, piaszczysta pustynia, obraca syk ginącego
Z pragnienia w klątwę na ciebie, O Harze, ty ojcze omylny
Praw pozbawionych dzieci!... Przebrzmiały już moje słowa».
Skończył i śmiercią czcigodną legł u stóp Hara i Hevy.