W posępną noc, przez ciemny jar Zdążą zmęczone nogi — O! — Na czas spotkania błogi, Mój skarbie drogi, O!
Myśliwiec rad za zwierzem w gon W porannych zórz pożogi, — lubię to —
W południa żar rybaka łódź Rzeczne porzuca progi, — lubię to, —
Mnie zasię zmrok, ten szary zmierzch, Serce uwalnia z trwogi — O! Na czas spotkania błogi, Mój skarbie drogi! O!
NO BO I CÓŻ?
Chociaż cię w biedę wpędził los, Noś dumnie skroń, — bo cóż?
Że się tam podlec zaprze w głos, Ty nie wstydź się, bo cóż?
No bo i cóż, no bo i cóż,
Że znosisz trud — to cóż? Urząd i godność stemplem jest,
Zaś złotem mąż, więc cóż?!
Cóż, żeś na obiad skromnie jadł, Masz stary płaszcz, to cóż?
Niech winka spija głupi świat, Co mąż to mąż! więc cóż?!