I znowu ptaszęta w drzew nucą zieleni, Szumiących potoków jaśnieją znów tonie,
W skrach rosy porannej krzak głogu się mieni I dzikie pierwiosnki okryły znów błonie.
Lecz rozkosz i światło cóż we mnie dziś wleje?
Gdy krok mój pod troską rozpaczną się chwieje? Ni drzewo, co pęka, ni ptasząt piosenka
W mej duszy zbolałej obudzi nadzieję!...
Zasłużył-li czyn mój na los ten ponury? Jam ojca i króla chciał zbawić od sromu!
Wszak jego są władztwem te równie i góry, Gdzie schron ma zwierz dziki, ja zasie bez domu!
Lecz żal mój nie o to, że cierpię tak wiele,
Nad wami boleję, o cni przyjaciele: W krwawicy i znoju staliście w tym boju —
Czyż wrócę wam kiedy stracone wesele?
DŻON ANDERSON, TY MÓJ!
Dżon Anderson, mój drogi Dżon! Kiedyśmy się poznali,
Ty jeszcze kruczy miałeś włos I prosty grzbiet, ze stali.
Dziś się pochylił już mój Dżon, Śnieżny ma włosów zwój —