Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

By druh czy brat, on z rąk nam jadł,
Wciąż krążył nad okrętem.
I rozpękł lód i statku przód
Morzem popłynął wzdętem.


Na tyłach wiatr z południa wiał,
Nad nami ptak się waży
I codzień w mig na majtka krzyk
Zlatuje do żeglarzy.


I oto albatros okazał się ptakiem dobrej wróżby i towarzyszył okrętowi, śród zamieci i olbrzymich kier lodowych płynącemu już w kierunku północnym.

Na masztach on swój miewał schron
Przez mglistych dziewięć nocy,
A z poza gór skłębionych chmur
Lśnił księżyc w białej mocy».


«Skąd taki wzrok? żeglarzu mów!
Niech strzegą cię niebiosa»
«Ukarz mnie Bóg! Do ręki łuk —
Zabiłem albatrosa»


Stary żeglarz wbrew prawom gościnności zabił zbożnego ptaka, który z dobrą przyleciał wróżbą.





CZĘŚĆ DRUGA.

«Po prawej już z odmętu fal
Wstawało słonko boże,
I poprzez mgły chyliło się,
By z lewej zapaść w morze.


Na tyłach wiatr z południa wiał,
Lecz ptak się już nie waży,