Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak zwykł to czynić, majtków tłum
Do swoich lin się bierze.
Bezwolnym ruchem każdy z nich
Rzucał swe martwe leże.


Przy mnie bratanka stanął trup —
Kolano przy kolanie!
Jedną ciągniemy linę wraz —
On milczy!... Chryste Panie!»


«Stary żeglarzu! boję się!»
«Nie bój się, gościu luby!
Nie potępieńców był to ród:
Okręt mój wiedli wskróś tych wód
Wolni od wiecznej zguby.


ale nie dzięki duszom ludzkim albo demonom ziemi czy przestrzeni, lecz dzięki błogosławionemu orszakowi duchów anielskich, zesłanych po wezwaniu na pomoc świętej Opiekunki.

Gdy nadszedł świt, bezwładnie maszt
Objęły ich ramiona,
I popłynęła pieśń im z ust,
Pieśń słodka i natchniona.


Płynął im z łon przedziwny ton
Do wschodzącego słońca,
I wracał znów, to sam, to współ,
I cudnie brzmiał bez końca.


Raz mi się zdało, że to hen
Trele skowronka płyną,
To znów, że cały ptasząt rój
Zagrał w przestworach pean swój,
Wzbiwszy się nad głębiną.