I w mieście znały go niejedne panie:
W konfesyonale miał on zaufanie
Większe, jak sam to zwykł mawiać przed światem,
Od wikarego[1], gdyż licencyatem
Był w swym zakonie. Nikt go nie wyprzedzi
W uprzejmem wielce słuchaniu spowiedzi:
Nikt też od niego grzeczniej nie rozgrzeszy.
A już gdy grzesznik z jałmużną pospieszy,
To i nie wielką pokutę odbiera,
Bo jużci taki, co ubóstwo wspiera,
Nie może wiele na sumieniu nosić.
Z tej on przyczyny mógł już naprzód głosić:
Grzechów żałuje zawsze ten, kto daje;
Gdyż człek niejeden, choć się serce kraje,
Płakać nie umie — i to jest boleśniej!
Stąd mu też płacze i pobożne pieśni
Zastąpi srebro dla braci ubogiej.
W kołnierzu zawsze nosił zapas mnogi
Miłych drobnostek; śpileczki, nożyki
Któremi piękne obdarzał podwiki.
Głos miał przyjemny i dźwięczny, grał ładnie
I zacnie śpiewał, a jeśli wypadnie
Coś opowiadać, nikt go nie pobije.
Karku białego, jak szczere lilije,
Mógł był swej siły wojakom użyczyć!
A w każdem mieście umiał ci wyliczyć
Szynki, znał wokół kiprów i szafarzy
Lepiej, niż ślepych i chromych nędzarzy;
Zresztą — przystoi-ż wielebnej osobie
- ↑ Curat — na Szlązku słyszalem wyraz «kuratus», oznaczający zarządców kościoła, więc może zamiast wikarego — kuratus?