Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

Majestatycznie ta Cybela morza,
Strojna w tyarę pysznych wież na skroni,
W dal powietrznego spogląda przestworza,
Królowa fali, pani morskiej toni.
A taką była! Łup narodów trwoni
Na wiano cór swych; płomienne klejnoty
Wschód dla niej sypał z nieprzebranej dłoni;
Lśniła purpurą, królów stół jej złoty
Ściągał, dumnych, że uczt jej dzielili ochoty.

Zmilkły w Wenecji już echa Tassowe,
Niemi wiosłują dzisiaj gondoljerzy;
Pałace starą pochyliły głowę
I ucho rzadko muzyka uderzy.
Dni te ubiegły — piękność jeszcze leży,
Sztuki zginęły — natura nie pada,
Pamięta ona czar Wenecji świeży,
Gdy tu biesiadę goniła biesiada.
Gdy szalał tu bal świata, Włochów maskarada.

Lecz dla nas jest tu coś, co więcej znaczy,
Niźli jej imię, które w dziejach słynie,
Niż szereg widm tych, jęczących z rozpaczy,
Że znikła świetność w tej dożów dziedzinie!
My tutaj pomnik mamy, co nie zginie
Razem z Rialtem! — murzyna, Szajloka
I Piotra, węgły tych łuków! Przeminie
Wszystko, brzeg cisza zalegnie głęboka,
Oni znów go zaludnią dla naszego oka.

Bo twory ducha nie z gliny pochodzą;
W nieśmiertelności suknię przyodziane,