Fabryką sukna był jej dom, miał sławę,
Cypr swym towarem obsyłał, Gandawę.
Żadna w parafii na mszę białogłowa
Nie śmie iść przed nią; a gdy pójść gotowa,
Wnet ona z gniewu tak się trzęsła cała,
Że o mszy w złości tej zapominała.
W czepcu jej było nadzwyczaj wspaniale:
Pewnie z funt jaki ważył, nie mniej wcale,
A zwłaszcza czepiec, noszony od święta.
Pończoszka na niej szkarłatna, opięta,
I nowy bucik jak ulany, leży.
Kolor jej liczka rumiany i świeży,
Wzrok rezolutny. Wszystkie dni żywota
Tak się sprawiała, jak nam każe cnota.
Z pięciu mężami szła już do ołtarza,
A jak, bywało, żyć się jej wydarza
W latach młodości, powiem, w innej dobie.
Trzykrotnie była już przy Świętym Grobie,
Nieraz rzek obcych przepłynęła tonie,
I Rzym widziała święty i i Bolonię,
W tumie bolońskim i w Sankt Jago była
I niejednego w drodze doświadczyła.
Lecz, prawdę mówiąc, lubiła łakocie[1],
Na koniu dobrze jeździła, w istocie,
I lekko — w pięknym welonie. Szeroki,
Jak tarczę, miała kapelusz, a boki
Płaszcz jej okrywał dostatni; u nogi,
Jednej i drugiej, nosiła ostrogi.
- ↑ Gat-tothed was she... Tyrwhitt przyznaje się, że wyrażenia tego nie rozumie. Poszedłem za przekładem niemieckim (Hertzberga): «sie war leckerhaft».