Tyle nadajesz głębokiego tchnienia,
Że się czujemy z przeszłością związani,
Że tu widzimy wszystko, sami niewidziani!
Tu się w gorączce tłumiły narody
Z szeptem litości, albo bijąc brawa,
Gdy człek z człowieka zbójcze czynił gody!
Dlaczego czynił? Ztąd, że tego krwawa,
A mądra cyrku żądała ustawa,
Że z tego rozkosz Cezarów się tworzy,
Aby z nas była dla robactwa strawa...
Czy paść na scenie, czy w boju — gdzież gorzej?
I tu i tam jest teatr, gdzie giną aktorzy!...
Przedemną, widzę, gladyator leży:
Zgadza się czoło, oparte na dłoni,
Z śmiercią, choć dumnie z jej bolem się mierzy...
Coraz to niżej głowa mu się kłoni,
A w boku rana krew ostatnią roni
Kropla za kroplą, jak te pierwsze deszcze,
Gdy grom ma wypaść z chmurnej niebios toni.
Scenę mu w oczach tulą mgły złowieszcze —
Zakończył, a zwycięzcy oklaski brzmią jeszcze.
On-ci je słyszał, lecz na nie nie baczył:
Oczy za sercem w drogę słał daleką!
Co mu już żywot i co poklask znaczył?
On widział chatkę nad Dunaju rzeką,
Tam, gdzie pod dackiej swej matki opieką
Młodych barbarów gronko się ochoci,
Gdy tu Rzymianom słodkie chwile cieką
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.