Morskiej twą władzę, tylko mniej rwącemi
Obdarzon skrzydły, o niepowściągniony!
Gdybym, jak ongi w dzieciństwie, mógł z ziemi
Wznieść się ku tobie w te niebieskie strony
I spieszyć razem, jak wówczas, gdy niczem
Zdawało mi się prześcignąć twe gony,
Nie łkałbym tutaj z bolesnem obliczem!
Jak liść mnie zabierz, jak falę, jak chmurę!
Kończę pod życia ciernistego biczem!
Ciężar chwil ziemskich przełamał naturę,
Tak jak ty, dumną i rwącą się w górę.
Niech się w twą harfę, jak ten las, przemienię,
Choć liść się ze mnie, jak z niego pozrywa...
Twoich melodyj przepotężne drżenie
Jesienny dźwięk nam obu z serc dobywa,
Słodki, choć smutny! Niekiełznany duchu,
Bądź moim duchem! Bądź mną, siło żywa!
W świat myśl mą zmarłą ponieś nakształt puchu
Tych liści zwiędłych, wieszczących radośne
Dni zmartwychwstania... W rozpieśnionym ruchu
Roztrząś, jak popiół i skry ognionośne,
Te moje słowa!... Niechaj się rozszerza
Nad senną ziemią me proroctwo, głośne