I Tyr i Balbek, pustynne obszary,
Gdzie ongi święte stało Jeruzalem;
I Babilonu rozpadłe wieżyce,
Teby i Memfis. Patrzał na odwiecznych
Szereg piramid, na wszystko, cokolwiek,
Przedziwnej pieśni urokiem owiane,
Chowają wzgórza ciemnych Etiopów
Na alabastrem lsniących obeliskach
I w jaspisowych grobach i w skażonym
Obrazie sfinksa. Tutaj to, samotny
Pod rozwalonych świątnic olbrzymimi
Chodził słupami, tu, gdzie fantastyczne
Sterczą postacie o kształtach nadludzkich,
Gdzie zodyaku spiżowych tajemnic
Strzegą demony, kowane w marmurze,
I gdzie w kamiennych murów niemej ścianie
Myśl swą milczącą uwięzili zmarli.
I tak upalne, długie dni trawiący
Nad kronikami pierwszych chwil tej ziemi,
W martwe się, niemy, wpatrywał obrazy,
A i naonczas nie rzucał tych dziwów,
Gdy księżyc błędne jął wprowadzać cienie
W te tajemnicze przybytki, lecz wiecznie
Śledził i badał, aż wiedza, jak przebłysk
Natchnień, wniknęła w rozmarzony umysł,
Aż przejmującą ujrzał tajemnicę
Narodzin czasu...
A jedna z arabskich
Dziewczyn przynosi mu codzień z namiotu
Ojca swój obiad i własny swój tapczan
Ściele pod głowę, rzucając spoczynek
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.