Jak błyskawica albo dźwięk... Dziś miłe
Gasi całunki Śmierć na wardze z lodu:
Jak w noc miesięczną pada w mgieł mogiłę
Meteor w chwili swojego porodu,
Tak one, przelatując, mrą w objęciach Chłodu.
I jeszcze idą: Modły i Pragnienia,
Ukryte Losy, Mgły i Światła spieszą;
Przekonywania, omroczne Wcielenia, —
Strach i Nadzieja; Złudy, co nas cieszą
Światłem niepewnem; Troska z Jęków rzeszą;
Radość, oślepła z ciężkich łez, przy boku
Mrącego Śmiechu — skier z niej nie wykrzeszą
Żadne już moce — suną, jak z potoku
Jesiennych wód zrodzone mgławisko obłoku...
Barwa, Dźwięk, Zapach... to, co, jak kochanek,
Odziewał w kształty, w żałobnej muzyce
Adonaisa opłakują... Ranek
Z rozwianym włosem pnie się na strażnicę
Wschodu i łzami, w które stroił lice
Pól, dzisiaj gasi swoich ócz zarzewie,
Miast je rozpalić w jasną błyskawicę;
Tu jak utulić ból, ocean nie wie,
Tam gromki grzmot, tu wiatry jęczą w dzikim śpiewie.