Schodzą dziedzice niespełnionej sławy
Z tronów, wzniesionych z daleka od roju
Myśli śmiertelnych: Wybladły i łzawy
Chatterton z piętnem podniosłego znoju;
Sydney, jak walczył i jak upadł w boju,
Duch przełagodny i bez żadnej skazy;
Lukan, co śmierć swą w szczytnym zniósł spokoju —
Wszyscy ci schodzą, a zapomnień płazy
Znikają, jakby ciężkie otrzymały razy.
I inni schodzą, choć w mgle ich nazwiska,
Lecz których odblask nie będzie w zatracie:
Wszak ogień żyje, choć już skra nie błyska,
Co go wznieciła, — w nieśmiertelnej szacie
Schodzą, witając: «Dawno czeka na cię
Gwiazda, co dotąd kryje się bez pana
W tych niedostępnych zmroków majestacie;
Śród nieb dźwięczących w pieśń nierozśpiewana!
Hesperze! tron obejmij!» — woła brać wybrana.
Któż jeszcze płacze?... Odejdź, nędzne plemię!
Poznaj się z własną i z jego istotą;
Bijącem sercem ogarniaj tę ziemię,
Blaski twej duszy niech wszechświat oplotą,