Napełnia zimne i martwe przestworza
Jaśnią i ruchem, które Młodość płodzi
Śród wszechobecnej wrzących fal powodzi:
Żar ich się zlewa z krwią, co w białej twarzy
I w końcach palców tak dziwnie się żarzy,
Jak w śnieżnych chmurkach rozświty poranne,
I prądy ciepła tworzy bezustanne,
Pokąd nie zamrze, a z nią cud uroczy,
Co świat przenika, wypełnia, jednoczy
Taką pięknością, że aż ślepną oczy...
Z luźnych jej włosów i rozwianej szaty
Słodka woń płynie, zapach przebogaty,
Którym się powiew upaja, gdy ona
Lekką mknie stopą, jakby uskrzydlona.
I w serce płyną te gorące wonie,
Jak ciepła rosa, co w pękówki łonie
Roztapia lody... Patrz! Śmiertelne ciało,
Ale się w miłość i życie przybrało,
W światło i boskość i ruch, co się zmienia,
Lecz nie umiera! To obraz promienia
Samej Wieczności! To cień snów złocistych!
Blask, co zostawia, precz od dróg gwiaździstych,
Swą trzecią sferę; odbicie Miesiąca
Wiecznej miłości, co falą swą trąca
O fale życia! To obraz radosny
Świtu, młodości i rozkwitłej wiosny —
Wcielenie Kwietnia, co, wonny i miły,
Płaczem i śmiechem do lata mogiły
Wabi kościotrup Zimy...
Biada! Biada!
Do jakich lotów duch się mój układa!
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/269
Ta strona została uwierzytelniona.