Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/274

Ta strona została uwierzytelniona.

Choćby, jak morze potworne, otchłanią
Grób ział nieznaną, byłbym poszedł za nią.
W tem głos się ozwał: «O serce w żałobie!
Nie szukaj mary — ta mara przy tobie!»
Gdzie? — ja się pytam: I «gdzie» odpowiada
Echo wszechświata. I rozpacz mnie blada
Zdjęła w tej ciszy; me usta pytały
Tych wszystkich wiatrów, co w milczeniu wiały
Wokół przybytku mych strasznych katuszy:
«Czy wy nie wiecie, gdzie dusza mej duszy?»
Szeptałem prośby, słowa zaklęć, które
Zwalczają losów tyrany ponure,
Ale modlitwy i czary daremnie
Z warg moich płyną: nie zwrócą jej ciemnie!
Z tego chaosu świata już nie stworzę,
W którym władnęło to zjawisko boże,
Świata, gdzie przed nią każda myśl ma klęka.
I przetom poszedł — za mną strachu męka,
Wszystkie pragnienia i wszystkie nadzieje
Marły w tej drodze — i krok się mój chwieje;
Tchem oczekiwań karmiąc się jedynie,
Szedłem, gdzie życia zimowe pustynie;
Wszcząłem bój z fałszem — lecz bój ten był próżny...
I, umęczony, śpieszący podróżny,
Ślepnę w tym zgiełku nowych form, co staje
Co krok przedemną. W dzikie idę gaje,
Chcąc znaleść postać, coby równą była
Tej, w której ona przedemną się skryła.
Tam jedna — głos jej to pieśń jadowita —
Siadła nad brzegiem ruczaju, okryta
Błękitną tkanką, którą zmroki sprzędły.
Zdradziecki oddech jej ust — to kwiat zwiędły;