By duch, co spłynął z niebieskiego groda,
Tak mnie osłania, jako księżyc jasny
Tę noc osłania od jej mroczy własnej.
Aż między niebem a ziemską mogiłą
W mej cichej duszy wszystko jasnem było.
I, jako obłok, którym wicher miota,
Wnet mnie uniosła tam, gdzie dzika grota;
Usiadła przy mnie z pochyloną twarzą,
A jej promienie wnet mój sen rozżarzą,
Jak księżyc, który to wzrasta to kona,
Na uśpionego patrząc Endymjona.
A gdy ma dusza i me kości spały,
Duch mój to jaśniał, to gasł znowu cały,
Jak księżyc, wpatrzon w letnie jeziór tonie,
Gdy toń się śmieje lub gdy marszczy skronie.
I tak na łożu tem zimnem — o dziwy! —
Ani umarły leżałem, ni żywy,
Gdyż głos jej srebrny przywołał ich dwoje —
I śmierć i życie, co stare swe boje
Snać zapomniawszy, jak dziatwa, zrodzona
Z jednego matki opuszczonej łona,
Bez oskrzydlonej sunęły odzieży,
Wołając: «precz z nim! nie do nas należy!»
Ach! jam łzy ronił i, choć sen to, ronię.
A jakie burze rozpieniły tonie
Snów mych i księżyc gasiły, co, blady,
W rannych już mrokach gubił swoje ślady;
Jak moja dusza zmieniła się w morze
Ciemne i po niej kto wichurą porze;
Kiedy zagasła ta, co gwiazdą lśniła
Mojemu życiu; jaka mroźna siła
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/276
Ta strona została uwierzytelniona.