Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/306

Ta strona została uwierzytelniona.

Bijąc straszliwie o krzemienne głazy,
Usta z cierpkiego wykrzywiając bólu
I przewracając oczyma. Opodal
Widziałeś Azyę, Kafa olbrzymiego
Potężną córkę, co, chociaż niewiasta,
O wiele więcej matce swej, Tellurze,
Sprawiła cierpień, niż który z jej synów.
Więcej zadumy było w jej obliczu,
Niźli męczarni, gdyż wzrokiem proroczym
Widziała przyszłą swą świetność: w palm cieniu
Przez jej szeroką wyobraźnię rosły
Na świętych wyspach Oksu i Gangesu,
Współzawodnicząc w mocy i ogromie,
Wielkie przybytki, wspaniale świątynie.
Jak się Nadzieja wspiera na Kotwicy,
Tak też i ona, aczkolwiek mniej wdzięczna,
Stała oparta na zębie, wypadłym
Przenajwiększemu z jej słoni. Ponad nią,
Na stromej turni, leżał wyciągnięty,
Wsparty na łokciach, chmurny Enceladus.
Dawniej łagodny był on i spokojny,
Jak wół pasący się na kwietnych błoniach,
Nierozsierdzony przez nikogo; teraz,
Wściekły jak tygrys, jak lew, knowający,
Myślał i dumał, snuł jakoweś plany;
On to niedawno rzucał naokoło
Góry na góry w długiej wojnie bogów,
Młodsze smagając bóstwa, że, spłoszone,
Kryły się w zwierząt i ptaków postacie.
Obok był Atlas; przy nim ojciec Gorgon,
Forkus, na wznak się położył. W sąsiedztwie
Był Oceanus i Tethys. W spowiciu