Jak między nami, śmiertelnymi ludźmi,
Serce, dotknięte bólem, jeszcze bardziej
Rwie się i szarpie, jeżeli się zbliża
Do progów domu, gdzie serca boleją
Równem cierpieniem, tak i Saturn, wszedłszy
Między pobitych, o mało nie upadł.
Ale się spotkał z okiem Encelada,
A wyraz mocy i czci, w niem zawarty,
Przejął go niby natchnieniem. I krzyknął:
«Patrzcie, tytani, na boga waszego!»
I na to jedni zajękli, a inni
Z miejsc się porwali na nogi, znów inni
Ten sam ze siebie wyrzucili okrzyk,
Lub wybuchnęli płaczem albo skargą,
A wszyscy z czcią się skłonili przed bogiem.
I Ops, zasłony uchyliwszy czarnej,
Skroń ukazała bladą, zgasłe lica,
I wielkie łuki brwi, i głębię oczu.
Szumy powstają w ciemnych wierzchach świerków,
Gdy Zima głos swój rozpuści; szmer idzie
Po nieśmiertelnych. kiedy Bóg do góry
Podniesie palec na znak, że w tej chwili
Obciąża język swój ciężarem myśli,
Muzyką grzmotów i błyskawic: szmer ten
Jest jak ów poszum w ciemnych wierzchach świerków.
Gdy ten zamilknie w swoim górskim świecie,
Żaden już podźwięk nie nastąpi po nim;
Ale gdy tutaj, między pobitymi,
Szmer ów przystanął, począł głos Saturna
Rość niby organ, który wraz na nowo
Brzmieć rozpoczyna, kiedy przygłuszone
Przestaje drżeć już powietrze od srebrnych,
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/308
Ta strona została uwierzytelniona.