Co moje zabrał dziedzictwo?... Słuchajcie,
Czy widzieliście to jego oblicze?
Ten wóz, naokół bryzgający pianą,
Zaprzężon w lotne, skrzydlate rumaki,
Stworzone przezeń samego? Jam widział,
Jak mknął po gładkiej, spokojnej przestrzeni,
Z ogniami takiej piękności w źrenicach,
Żem smutne zaraz rzucił pożegnanie
Swemu królestwu. Smutnie-m się pożegnał
I oto-m przybył, ażeby zobaczyć,
Jak bezlitośne przemogły was losy
I czy nie mógłbym dodać wam otuchy
W tym strasznym bólu. Przyjmijcie tę prawdę
I niechże ona będzie wam balsamem».
A kiedy przebrzmiał szept Oceanowy,
Umilkli wszyscy — z gniewu, czy dla tego,
Że ich przekonał i zawstydził? Jakaż
Myśl to odgadnie, choćby się najgłębiej
Zastanowiła? Przecież tak się stało,
Że nikt doraźnej nie miał odpowiedzi,
Oprócz Klymeny, na którą nie zważał
Żaden z obecnych. Lecz i ta nie na to
Poczęła mówić, aby odpowiadać,
Tylko, z przedziwną łagodnością w oku
Na zasmuconych spoglądając bogów,
Taką wargami poczerwieniałemi
Zaniosła cichą, bojaźliwą skargę:
«Ojcze! jam tutaj najsłabszym jest głosem
i wiem jedynie to, że znikła radość
I że ból wpełznął do naszego serca.
Aby w niem zostać, ach! może na zawsze!
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/313
Ta strona została uwierzytelniona.