Chwile spokoju i senliwej ciszy —
Chwile, tak obce niweczącym walkom,
Gdy wszyscy niebios nadobni mieszkańcy
Schodzili ku nam z rozwartą źrenicą
Słuchać słów naszych. Było to, gdy jeszcze
Nie marszczyły się gniewnie wasze czoła,
Gdy usta wasze znały li jedynie
Solenne dźwięki; było to, gdy jeszcze
Nie było znane skrzydlate zwycięztwo,
Bądź utracone, bądź też odniesione.
A pamiętajcie, że dotąd Hyperion
Nie uległ hańbie, brat nasz najjaśniejszy,
O, tak, Hyperion — oto jego promień!»
Wszystkich się oczy zwróciły ku licom
Enceladowym, i gdy z ust tytana
Ku szczytom turnic popłynęło imię
Hyperiona, spostrzegły, jak bladym
Przebłyskiem światła drgały jego rysy.
Nie było w rysach tych gniewu, bo widział,
Że inne bóstwa tak samo płonęły
Żądzą pomszczenia. Spojrzał po nich wszystkich
I w twarzach wszystkich dostrzegł promień blasku.
Ale najbardziej gorzał Saturn stary;
Włos jego siwy lśnił się jako piana,
Obryzgująca wokół piersi statku,
Kiedy północą wjeżdża do zatoki.
I tak w tej bladej, srebrnej stali ciszy,
Gdy światło jakieś, by odbrzask poranku,
Przenikło naraz wszystkie strome skały,
Wszystkie posępne schronie Zapomnienia,
Wszystkie cieśniny, wszystkie przepadliska,
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/317
Ta strona została uwierzytelniona.