Ta strona została uwierzytelniona.
I potem naraz dziki szał nim wstrząsnął
I rozczerwienił jasną, nieśmiertelną
Urodę jego członków; był podobien
Komuś, co walkę stacza w bramach Śmierci,
Albo też raczej komuś, który oto
Żegna się z bladą, nieśmiertelną Śmiercią
I z bólem, równie gorącym, jak zimnym
Jest znów ból Śmierci, śród strasznych konwulsyj
Umiera w pełni życia: tak się męczył
Młody Apollo, a włos jego cudny —
Jego złociste, przesławne kędziory
W falistych kłębach wiły się po karku.
A wśród męczarni takiej Mnemosyne
Trzymała nad nim ręce niby wieszczka. —
Naraz Apollo zakrzyknął — i oto
Z jego niebiańskich kształtów...
— — — — — — — — — —
Tu się poemat urywa.