Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/336

Ta strona została uwierzytelniona.
GODIWA.
 

Niedawnom czekał w Coventry na pociąg:
Wsparty na moście, z groomem i lokajem,
I wpatrzon w smukłe trzy wieżyce miasta,
Tak jego dawną streściłem legendę:

Nie my jedyni, ostatni siew czasu,
Ród ludzi nowych, co, tocząc się kołem,
Chce zgłuszyć przeszłość — o, nie my jedyni,
Co o bezprawiu krzyczym i o prawie,
Lud miłujemy, pieniąc się, gdy zbytnie
Gniecie go jarzmo podatków; lecz ona
Zrobiła więcej i cierpiała więcej,
Przed lat tysiącem żyjąca niewiasta,
Godiwa, żona surowego hrabi,
Pana Coventry. Bo gdy ten daniną
Gród swój obłożył, kiedy matki z dziećmi
Jękły: «Umrzemy, jeśli płacić trzeba»,
Poszła go szukać i wraz z psów gromadą
Znalazła męża w komnacie, samego,
Z brodą na przodzie długą na dwie stopy
I z włosem w tyle na łokieć. Opowie
O łzach ujrzanych, prosząc temi słowy:
«Umrę, jeżeli będzie płacić trzeba».
On, wpół zdumiony, odrzecze jej na to:
«Nie zechcesz chyba narazić małego
Palca dla - takich? «Ona:» Umrę nawet»...
Śmiał się i klął się na Piotra i Pawła,
Ciągnąc za kolczyk ją dyamentowy:
«Hej! hej! co mówisz?» — «Ach» — wyjęknie ona —