Co nieproszona przybyła na ucztę
W domu Peleja, między biesiadniki
Złociste jabłko rzuciła, stwarzając
Zmianę dzisiejszą. W twarz bym jej cisnęła
Gniew i nienawiść mą wszystką, jej, której
Ludzie i bogi równo nienawidzą.
O matko moja, słuchaj mnie, nim umrę!
Czyż on miłości stokroć nie przysięgał
W tej tu dolinie i u tego stoku,
Na tym tu głazie i w tę rękę moją,
Kładąc całunki i rosząc ją łzami?
O łzy szczęśliwe, tym jak niepodobne!
Szczęśliwe niebo, widzisz ty me lica?
Szczęśliwa ziemio! udźwigniesz mój ciężar?
O! śmierci! śmierci! śmierci! ty obłoku
Nigdy nie starty! dosyć jest na ziemi
Ludzi nieszczęsnych; omijaj szczęśliwych,
Spragnionych życia, a zagaś me światło,
Otul mą duszę swym cieniem, chcę umrzeć!
Ciężko ty w piersi przygniatasz mi serce,
Przygnieć i moje powieki, chcę umrzeć!
O matko moja, słuchaj mnie, nim umrę!
Nie chcę umierać sama: coraz bardziej
Myśli się we mnie kształtują ogniste;
Coraz wyraźniej, spiesząc w ślad za niemi,
Słyszę nocami głos, płynący z wyżyn,
Stłumion, jak kroki na miękkim kobiercu —
W dali mój ciemny majeczeje zamiar
I tak niepewny, jak rysy dziecięcia,
O których matki śnią, nim jeszcze na świat
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/347
Ta strona została uwierzytelniona.