Od tych smutnych dziś przygnębień,
ojcze czasie, wybaw mnie!
Daj mi uczuć żar ten dziki,
który-m czuł, gdy szedłem w bój,
Gdym przed sobą dni me słyszał
i burzliwy żywot mój.
Gdym się rwał ku przyszłym burzom,
rozpaloną żądzą gnan,
Jak młodzieniec, który rzuca
poraz pierwszy ojców łan:
Pędząc w nocy ciemną drogą,
jak świt straszny ujrzy w mgle
Blask londyńskich latarń w dali,
na niebieskiem lśniący tle;
I duch jego pędzi naprzód
i on topi już swój wzrok
W tych światłościach co tam płoną...
Już się w ludzki miesza tłok.
Ludzie! bracia! pracownicy!
Nowy wciąż zbieracie plon!
Pot wasz wszystek nie dla dzisiaj!
Przyszłym sprawom służy on!
I jam w przyszłość się pogrążał
i, jak oka sięgnie trud,
Świat widziałem, który idzie,
i wszelaki jego cud.