Gdzie się w cichych barwach zmierzchu nieba mienią
Nad zielenią
Tych samotnych, bujnych pastwisk, skąd w zachody
Senne trzody
Powracają ku oborom swym, dzwoniące —
Na tej łące,
Tak wieść niesie, przed dawnymi sterczał laty
Gród bogaty;
W nim, w stolicy tego kraju, miał swe cugi,
Dworne sługi,
Możny książę; stąd dyktował dni spokojne,
Lub też wojnę.
Dziś od muraw tych, widzicie, ni drzewina
Nie odcina
Swej zieleni; z gór się jakiś strumyk rączy
Wązko sączy
Tu, gdzie groźny strzelał zamek wieżycami,
Ni strzałami
Ognistemi, nad stubramną murów ścianą,
Zbudowaną
Z marmurowych płyt, a grubą tak, że snadnie —
Gdy wypadnie —
I dwunastu mogło na niej obok siebie
Stać w potrzebie.
Któż to kiedy widział taką plenność trawy,
Jak ten, skrawy
Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/387
Ta strona została uwierzytelniona.
MIŁOŚĆ ŚRÓD RUIN.