Twierdzą przeciwko wszystkiemu, co rani,
Odczarowaniem zła jest czar jej łona.
I oto miłość, co światłem jest nocą,
Cieniem w południe, swoimi hejnały
W sen nas kołysze, dnia odbija strzały.
Lice jej w pieśni, jak księżyc, się złocą,
I nasze duchy, jak z księżycem fale,
Wzajemne dźwięki szlą z nią razem w dale...
Jest-li kobieta równie ukochana?
Lub czy się tobą do syta napoi
Pragnąca Miłość? Blask w źrenicy twojej
Drży po największej rozkoszy: owiana
Mrokiem aleja lśni tak blaskiem rana
Gdzieś na swym końcu... Zagasnąć się boi
Głodny twój ogień: miłość ze swych zdroi
Taki rozlewa żar, niewyczerpana.
Jako wędrowiec chłonie świetność słońca
W chwili południa, jak go łan gwiaździsty
Przykuwa nocą i wschód promienisty,
Nowe siejący dziwy, tak bez końca
Pełna światłości zmiennej twoja dusza
Wzrokiem i głosem miłość mą porusza.