Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/411

Ta strona została uwierzytelniona.

Ślady, gdzie przeszły twoje stopy wiotkie!
Nad sen wszelaki, nad powiewy letnie,
Słodsze twych włosów spadające pletnie!
Tak! choć mnie krzywdzą dziwnymi całunki,
Twe usta słodsze mieszczą w sobie trunki,
Niźli me wargi, wszelkiej pieśni pełne!
Ramię twe bielsze nad najbielszą wełnę,
A palce twoje o kwiatów słodyczy,
Jak owa słodkość, skryta w tajemniczej
Komórce plastru, jakby na to one,
By gryźć i dręczyć — lekko zróżowione
Konchy o kształtach migdałów, u góry
Płonące krwawem obrzeżem purpury.
Na wargach twoich ryte bólu piętna.
Tak ci je rani ma żądza namiętna!
Oby ci życie miłość ma wydarła!
Obym ja sama umarła, umarła
Z twych mąk, a moich rozkoszy! Jak w grobie,
Z krwią twą zmieszana, obym legła w tobie!
Czyż cię przemożnie śmierć ma nie udręczy?
Czyż oczom twoim nie da krwawej tęczy
Łez, które żalu odbiciem rozbłysły?
Czyliż nie wnikną katusze w twe zmysły?
Czyż kurcz nie pójdzie za kurczem, jak nuta
Idzie za nutą, z poprzedniej wysnuta?
Czyż w gardle twojem nie uwiężę jęku
Strasznej muzyki siłą moich ręku?
Twe członki żywe nie wyjdąż z mej dłoni
Zmienione w lirę bezskaźnych agonij?
Nie będąż paść cię febry głodu strawą
I wyszukanem pragnieniem? Pod krwawą
Moją potęgą czyż się nie rozściele