Służył on w prawdzie, y pięknie lecz w tańcu
Przy winie, ſkrzypkach, y łoiowym ſłońcu
Smiać ſię potrzeba z trefney brawarii,
Z hardych ſłow y zbyt płonney fantazyi,
Kiedy ſię czyni bohatyrem w boiu
Ze miąſzo gada, á coś mieni w ſtroiu.
Hazuka, tuzluk, burka, albo z Krymu,
Cożkolwiek, zaraz rycerſkiego dymu
Pełną myśl czyni, nią Jonak piiany,
Chcąc być za Marsa prawdz wego[1] miany,
Ztąd że ma wſzyſtko co raz nowym tokiem
A sam zaś śmiesnie kieruie ſię bokiem,
Cekory liczy, Chocim, Smoleńſk, Łozy
Niedzwiedzie albo Kumcyki, gdzie wozy
Snać na kopiie wielką siłą brali
Kiedy Kozacki Tabor rozrywali.
Trudno dać wiarę by to przed ſię bodło[2]
Podnieść cały woz iedną ręką mogło
Lecz iakożkolwiek przecię się tam bili
Mocno, á teraz ci Rycerze mili,
W koniu rączym swą wſzyſtkę dzielność maią
Gdy uciekaią w zawod go puſzczaią.
Proch śmierdzi bardzo, ledwie ſzyk zobaczy
Już się Jmć reytyrować raczy;
Bo tak ucieczkę teraz nazywaią
Y ten iey tytuł poſpolicie daią.
Takowe tedy cnych Junakow męſtwo
W rzeczy samey ieſt pośmiech y błazeńſtwo.
Drudzy (to trefna) się poubierali
W pludry, á na to żeby zaciągali
Knaſtow, albo tych ktorzy drą á gonią,
Oprocz muſzkietu żadną inſzą bronią
Strona:Poeta Łukasza Opalińskiego.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.