Może? co w nich ieſt coby z nią zrownało,
Albo appetyt iey naſycić miało?
Zmyſłom cieleſnym to coś trochę ſluży
W ich iakożkolwiek podobaniu płuży,
Lecz kto rozumem miarkować się będzie,
Uzna dowodnie w iakowym ieſt błędzie
Gdy tego ſzuka czego doſtąpi nie[1],
Nie ma pokoiu ale omamienie.
Swiat ten obłudny y ſzczęście omylne
Dziś temu, iutro owemu przychylne
Rzuca doſtatki, ciſka honorami
Y przez ſwe dary ludzi darmo mami,
Bo ie chwytamy chciwie, lecz bez zyſku
Y owſzem traciem w takowym igrzyſku:
Traciem częſtokroć cnotę y sumienie
Chcąc mieć w tym wſzyitkim iakieś dobre mieni[2]
Jeźli nie wierzem nawet rozumowi
Ktory wrodzony ma być człowiekowi:
Jeżeli potym przez nadprzyrodzoną
Wiarę dowodnie z Nieba obiawioną
Niechcemy poiąć, że nie w tey krotkości
Wieku, ani w tych światowych marności
Ieſt naſze dobro, ale coś więkſzego
Mamy od BOGA nam zgotowanego:
Gdy ſłowom iego cudami ſtwierdzonym
Nie daiem wiary y niewymowionym
Łaſkom, kiedy nam wieczność obiecuie
Y w niey prawdziwe roſkoſzy gotuie
Y wſzelkie ſzczęście y obfite dary
W których y końca nie maſz ani miary,
Jeźli to wſzyſtko człowieka nie ruſzy
Do pociech iego obiecanych duſzy,
Strona:Poeta Łukasza Opalińskiego.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.