tegoż utworów, z których nawet «Przedświt» pod Gaszyńskiego wyszedł nazwiskiem. Wszelako nikt się tem uwieść nie dał; bo pomimo, że «Przedświt», co do sposobu widzenia rzeczy zbliża się więcej do prawdy, aniżeli Irydjon i Nieboska — którąby nawiasem, pominąwszy wielkość artystyczną, raczej «Niepolska» nazwać lepiej było — sam już ów styl nadzwyczaj górny, djamentowy i złoty, wonczas był tylko jedyną Krasińskiego własnością. A jakaż to w zrozumiałości i jasności poglądu różnica między piórami tych dwóch przyjaciół! Chcieli oni zapewne obydwa jednej i tej samej ojczyzny; wszelako po zupełnie innych drogach dążyli do niej w pismach swoich, pomimo ich serc najściślejszego związku — a raczej, gdy Gaszyński jasno czuł i pisał, złotousty Krasiński szukał, i z tego powodu był nie zawsze pojęty, często fałszywie zrozumiany. Dla przyjaźni więc Krasińskiego przesiedlił się do Paryża, i ztamtąd do wód robił wycieczki — przyczem własne restaurował zdrowie. Celem ich podróży był najczęściej Ren i kąpiele nad nim leżące.
Życie to koczownicze zabierało mu cale lato, iż ledwo zimą brać się mógł do pióra. — W roku 1846 wydał prozą «Pan Dezydery Boczko i sługa jego Pafnucy» szkic emigranckiego życia. Szkic ten humorystyczno-historycznie nakreślony, przedstawia polskiego szlachcica w Paryżu, który szukając partji do jakiejby się z przekonania przyłączył, odwiedza wsystkie kluby owoczesne, aż nareszcie rozgniewany na dziwne ich pomysły, na stale w «Zjednoczeniu» osiada. Traci
Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/021
Ta strona została uwierzytelniona.