Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

Czas wolny od nauki na marzeniach trwonił,
Za modremi oczkami tęskną myślą gonił,
Licząc że za sześć niedziel znów je odzobaczy —
Gdy wieść ślubu nań padła jak piorun rozpaczy!


IV.

Czy Panna, kornej córki pełniąc obowiązek,
Przyzwoliła bez gwałtu na ten nagły związek?
Czy w białych, ślubnych szatach, pod mirtowym wiankiem
Popłakała choć chwilkę za młodym kochankiem?
Trudno wiedzieć — bo Panicz po tych burz przebyciu
Już jej nigdzie i nigdy nie napotkał w życiu!
Znikła, gdzieś aż w dalekie uwieziona Tatry —
Zgasła, jak droga perła w czarze Kleopatry!
———————————
Lecz Panicz zaznał wówczas, mąk najsroższe piekło,
I wiele łez mu gorzkich po licach przeciekło —
Gdy zamiast marzeń jego postaci uroczej,
Czarne widmo nieszczęścia zajrzało mu w oczy!
Wybladł, znędzniał jak gdyby chorobą złamany.
A po nocach układał najszaleńsze plany:
Rzucić szkoły, iść pieszo w nieznajome strony,
Dopóki nie odnajdzie swojej ulubionej —
Wyrwać ją z rąk tyrana, z pod strażników tłuszczy,
Osiedlić się we dwoje na bezludnej puszczy,
Ulepić chatkę z gliny, otoczyć ogrodem,
I żyć z nią korzonkami, owocem i miodem!
To znów myśl mu straszniejsza do mózgu się wdziera —
A właśnie miał pistolet i czytał Wertera! —
Szczęściem, że i Ołtarzyk złoty czytał co dnia,
I czuł że samobójstwo, to hańba i zbrodnia!
———————————
Tak wiara i zajęcie około prac dziennych
Spędzały szał wylęgły śród nocy bezsennych —
A czas, zwolna lecz ciągle niósł mu ukojenie,
Zmieniając rozpacz w smutek — a smutek w wspomnienie!