Strona:Poezje (Gaszyński).djvu/042

Ta strona została uwierzytelniona.
VI.

O! stare to już dzieje! — W dalszych, długich latach
Ów Panicz stąpał częściej po cierniach niż kwiatach.
Nie jedna odtąd miłość, namiętna lub czuła,
Upoiła go szczęściem — smutkami zatruła!
I poznał serc niewieścich balsamy i jady,
Anielskie poświęcenia — i piekielne zdrady —
Bo na ścieszce żywota, w ciągłym niepokoju
Pił do sytu z cierpkiego doświadczenia zdroju!
Przecież dotąd — w Panicza poranionem łonie
Niewygasły wspominek młodych uczuć płonie!
Burza światowych wichrów dotąd nie rozwiała
Tej woni, którą niegdyś duszę mu zalała
Pierwsza miłość niewinna, cicha i milcząca —
Święta — jak przed ołtarzem lampa gorejąca!

∗                         ∗

Dziś, samotny wędrowiec po szerokim świecie,
Gdy go boleść duchowa lub cielesna gniecie,
Szukając ulgi mękom, o! ileż to razy
Wywołuje pamięcią przeszłości obrazy —
I marzy, jak mu było hożo i radośnie
W niepowrotnej, w różanej, w złotej życia wiośnie!
Jak po szkolnych mozołach powracał z uciechą
Na wiejski wypoczynek pod rodzinną strzechę.
Jak konno pędził w pola, z fuzyjką po borach;
Jak jeździł po pokrewnych i sąsiedzkich dworach.
Jaki czuł zachwyt, urok i raj nieustanny,
Gdy rumieniąc się, patrzył w modre oczka Panny!
Gdy niczego już więcej nie pragnąc od losów,
Tulił do ust i serca plecionkę z jej włosów;
Gdy żyli blisko siebie, jak na cichej łące
Skryte w cieniu, dwa drobne fijołki woniące!

Na ziemi niemieckiej,
w Kwietniu 1855.