Czy to głowy Rembrandta, Van Dyka portrety
Świecą się na tle czarnem jak z trumien szkielety,
Lub anioły Krayera z promiennemi pióry;
Lubię was! chociaż, wierni tłumacze natury,
Południowego w żyłach brakło wam zapału,
By tę piękną naturę wznieść do ideału!
1835.
Kiedy myśl twórcza w głowie mistrza zajaśnieje,
Jak śród mózgu Jowisza Minerwa poczęta,
I kiedy jeszcze w zimne formy nie ujęta,
Przed rozwinięciem liści, na owoc dojrzeje;
I kiedy mistrz, na papier lub płótno wyleje,
Jak spiż wrzący, lub lawę, którą pierś rozdęta
Tę myśl, co gdzieś niebiańskim powiewem natchnięta,
Nadziemską jest — choć ziemskie kształty przyodzieje;
Jak smutno wówczas widzieć krytyków, gromady
Ludzi o zimnej duszy, co w artysty tworze
Wynajdują przywary i dają mu rady;
I pełzający w prochu — po niebios przestworze
Chcą mierzyć krótkim cyrklem tę drogę bez końca,
Którą orzeł skrzydlaty wzbija się do słońca!
1835.
Wielkim był świat pogański — a społeczność stara
Runęła w grób, wieńcami chwały otoczony!
Lecz jakież dla ludzkości ostały się plony,
Z podbojów Aleksandra, z tryumfów Cezara?